niedziela, 10 sierpnia 2014

[M] Nie zdążyłeś

 Tytuł: Nie zdążyłeś
Autor: Marietta Riddle
Rodzaj: Miniaturka
Długość: 1 161 słów
Parring: Wolfstar
Beta: Kaleid
Ostrzeżenia: Angst

A/N: Jedna z dwóch miniaturek o Syriuszu i Remusie. Obie są angstami – muszę popracować nad tym parringiem i stworzyć coś niezakrapianego łzami. Natalio, mam nadzieję, że Ci się spodoba!



 Nie zdążyłeś






To nie stało się z dnia na dzień. Na samym początku jest dla ciebie, jak każdy inny przyjaciel, potem uznajesz, że świetnie czujesz się w jego towarzystwie. Nieco później robisz wszystko, co możliwe, by tylko być przy nim.
Stajecie się nierozłączni. Wszędzie ty i on, ty i on. Wy. Jesteś dumny, bo czujesz, jakby był twoją własnością. Jakby nie należał do nikogo innego. Ale w głębi duszy zdajesz sobie sprawę, że on nie należy do nikogo, a już na pewno nie do ciebie. Ta myśl tak boli, że z całej siły odrzucasz ją w najgłębsze czeluści swojej podświadomości.
Zaczynasz się uzależniać od jego obecności. Nie możesz wytrzymać dłużej, niż godziny bez jego widoku. Wstajesz kilkakrotnie w nocy, by dyskretnie zajrzeć za purpurową kotarę jego łóżka. Zawsze śpi tak spokojnie – nie chrapie jak Peter, nie rzuca się jak James. On zawsze leży na boku, zwinięty jak embrion, z dłonią pod policzkiem. Wygląda tak niewinnie, jak dziecko. To tylko złudzenie – dobrze wiesz, że to największy psotnik, jakiego w całym życiu poznałeś.
Wmawiasz sobie, że to tylko przyjaźń, ale któregoś dnia dociera do ciebie straszna prawda. Zamykasz się w sobie, starasz się od niego odsunąć, ale nie potrafisz. To dla ciebie zbyt trudne. Brakuje ci go jak powietrza, czujesz, jakbyś się dusił. Łykasz gorące łzy i wciąż powtarzasz „wszystko w porządku”, w odpowiedzi na jego zmartwiony wzrok, gdy pyta co się dzieje. Ale nic nie jest w porządku i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
Dziękujesz wszystkim siłom wyższym, że kończycie szkołę, choć gdzieś w głębi czujesz ból – tak silny, że myślisz, że zaraz umrzesz. Ale nie umierasz – ciągle żyjesz, ciągle tęsknisz. Z początku widujecie się dosyć często, lecz nie tak często, jak za czasów szkoły. A potem się od siebie oddalacie. Spotykacie się coraz rzadziej, a ty zastawiasz się, co powoduje jego czujne spojrzenie. Wyraźnie cię o coś podejrzewa.
Kiedy dowiadujesz się, że zdradził, że wydał swoich przyjaciół, czujesz ból, przenikający cię do szpiku kości. Nie wierzysz – nie, to jest niemożliwe. Przecież go znasz, lepiej niż wszyscy i ty doskonale wiesz, że tego nie zrobił. Ale kiedy patrzysz, skryty za jakimś drzewem, jak prowadzą go przez bramę Azkabanu, a potem rozlega się metaliczny dźwięk zamykanych wrót, uświadamiasz sobie, że to jednak prawda. Jest zdrajcą.
Umierasz przez dwanaście lat. Umierasz za każdym razem, gdy o nim pomyślisz. Umierasz przez cały czas.
I po dwunastu latach go spotykasz. Już nie jest tym młodym chłopakiem, jakim go zapamiętałeś, ale przecież i ty się zestarzałeś. Jego włosy, wciąż czarne, jak jego nazwisko, są jednak poprzetykane nitkami siwizny, twarz pokrywają mu liczne zmarszczki, a gdzieniegdzie jaśnieją blizny. Schudł, bardzo schudł, chyba nawet jest chudszy niż ty, a to ciężkie do osiągnięcia. Nie zmieniły się tylko oczy – wciąż tętnią tą niepohamowaną chęcią życia, chęcią walki - mimo, pomimo i wbrew.
Czujesz, jakby coś cię rozrywało od środka, ale tym razem nie jest to nieprzyjemne uczucie. Jest niewinny, niewinny. Nie jest zdrajcą, nie jest mordercą. Masz ochotę krzyczeć, skakać, śmiać się i płakać na przemian, ale coś cię powstrzymuje. Jego zniecierpliwione spojrzenie. Zabijmy go, mówi, czekałem na to dwanaście lat, o dwanaście lat za dużo. Nie pozwalasz mu. Teraz, kiedy wiesz, że nie jest mordercą, nie możesz dopuścić do tego, by się nim stał. Potem on ma do ciebie żal, bo prawdziwy zdrajca uciekł, ale ty wiesz, że postąpiłeś słusznie. Nie jest na ciebie obrażony zbyt długo – pod tym względem się nie zmienił, nigdy nie potrafił się długo dąsać.
Mieszkacie wraz z kilkoma innymi osobami na Grimmauld Place, tam jest bezpiecznie. Któregoś dnia przychodzi do twojego pokoju i mocno cię przytula. Czujesz to samo, jak w szkole, gdy obejmował cię ramieniem. Długo trzyma cię w swoim uścisku, jakieś kilka minut, po czym odsuwa się od siebie i patrzy prosto w twoje oczy. Twarz ma mokrą od łez. Cieszę się, że cię odzyskałem, mówi. I wtedy ty też zaczynasz płakać.
Spędzacie ze sobą jeszcze więcej czasu, niż w szkole i jesteś szczęśliwy. To nieposkromione szczęście zostaje przyćmione, gdy uświadamiasz sobie, że on nadal jest więźniem. Więźniem własnego domu, którego tak zawsze nienawidził. Że tak naprawdę nie jest wolny, bo, mimo tego, że on i parę innych ważnych osób wie, że jest niewinny, cała reszta czarodziejskiego świata wciąż ma go za mordercę. Wiesz, że go to boli, ale nie masz pojęcia jak temu zaradzić.
Widzisz, jaki jest wściekły, gdy Dumbledore pierwszy raz mówi „nie”. Uderza pięścią w ścianę i od razu zastanawiasz się, gdzie położyłeś eliksir na siniaki. W jego oczach błyszczy niema prośba. Duszę się, mówi, ale dyrektor pozostaje nieugięty i odchodzi, a on płacze w twoich ramionach. Dusi się, a ty nie możesz mu oddać swojego oddechu. Zostajesz z nim, już nigdzie nie wychodzisz i zaczynasz rozumieć co on czuje. Dusicie się.
I w końcu nie wytrzymuje i ucieka. Myślisz, że gdyby wiedział, co się wydarzy, nigdy by tego nie zrobił, ale gdzieś w podświadomości, zdajesz sobie sprawę z tego, że to i tak była ostatnia rzecz, której się bał.
Gdy orientujesz się, że zniknął, informujesz resztę Zakonu i ruszacie za nim. Przybywacie niemal jednocześnie i rozpoczyna się walka. Walczysz z Dołohowem, ale i tak kątem oka obserwujesz jego. Widzisz, jak walczy ze swoją kuzynką Bellatrix, widzisz obłęd w jej oczach i czystą nienawiść w jego. Zaklęcie Dołohowa przelatuje ci tuż obok głowy, ale ty nawet tego nie zauważasz. On się śmieje, śmieje się szyderczo, patrząc prosto w jej oczy.
I wtedy słyszysz szaleńczy wrzask Bellatrix, słyszysz te dwa przeklęte słowa, widzisz błysk zielonego światła. Nie widzisz strachu w jego oczach, widzisz zaskoczenie. Czy naprawdę się tego nie spodziewał? I teraz ona się śmieje, śmieje się śmiechem szaleńca, który nie ma nic do stracenia, a ty czujesz wszechogarniającą cię pustkę.
Jego ostatnim ruchem jest krok do tyłu, osuwa się za zasłonę przy łuku. Doskonale wiesz, co to za zasłona i wiesz, że nie zostało ci nawet jego ciało. Czujesz tępe pulsowanie w głowie, bledniesz. Widzisz, jak Harry biegnie, jak szykuje się do skoku za zasłonę, chce go ratować. Ale ty przecież doskonale wiesz, że nie ma szans, więc łapiesz go.
Harry krzyczy. Jeszcze nigdy nie słyszałeś takiego krzyku – jest to krzyk przepełniony bólem, nienawiścią i żalem. Ten krzyk jest tak bolesny, że zastanawiasz się, czy twój mózg właśnie nie zaczął krwawić.
Ty nie krzyczysz. Nie krzyczysz, ale gdy tylko Harry trochę się uspokaja i go puszczasz, osuwasz się na kolana i wpatrujesz w przeklętą zasłonę. Tonks podbiega i obejmuje cię, ale odpychasz ją tak, że upada. W tym momencie jej nienawidzisz. Nienawidzisz wszystkich. Nienawidzisz samego siebie. Nienawidzisz nawet jego. Rozpadasz się na milion kawałków i wiesz, że nikt nie będzie w stanie cię poskładać.
Nie zostało ci nawet jego ciało. Nie będziesz mógł go pochować. Nie będziesz mógł pójść na jego grób, nie będziesz mógł położyć na pomniku kwiatów – miodowozłotych róż, które tak lubił. Czujesz, jak po twoich lodowatych policzkach spływają gorące łzy, które palą twoją skórę i uświadamiają, że on nie żyje, nie żyje, nie żyje.
Nawet nie zdążyłeś powiedzieć mu, jak bardzo go kochasz.

piątek, 8 sierpnia 2014

[M] Cześć, Potter, umówisz się ze mną?

Tytuł: Cześć, Potter, umówisz się ze mną?
Autor: Marietta Riddle
Rodzaj: Miniaturka
Długość: 1 172 słowa
Parring: Drarry/Blainny
Beta: Kaleid
Ostrzeżenia: Fluff!

A/N: Popularne w środowisku Drarry powiedzenie mówi, że dobra Ginny to martwa Ginny. Jako, że lubię wyzwania, postanowiłam złamać ten stereotyp, chociaż postaci Ginevry sympatią nie darzę. Jak wyszło? Fluffowo. Raz na jakiś czas trochę słodyczy nie zaszkodzi!



Cześć, Potter, umówisz się ze mną?






­­­Ginny Weasley mamrocze coś pod nosem i, jak gdyby nigdy nic, przechodzi przez ścianę, pod którą stoi. Jej oczom ukazuje się dobrze znany widok – Pokój Wspólny Ślizgonów. Dziewczyna skupia na sobie wzrok wszystkich. Większość spogląda na nią obojętnie – jej widok tu już nikogo nie dziwi, kilkoro obrzuca ją spojrzeniem z nutą sympatii. Idzie w głąb pomieszczenia, ku grupce osób zajmujących kanapę przy kominku. Blaise Zabini macha do niej, posyłając miły, szeroki uśmiech.
– Cześć – odzywa się rudowłosa, uśmiechając się do nich wszystkich. Prócz Blaise’a jest tu także Pansy, Milicenta, Vincent i Gregory.
– Cześć, Gin – odpowiada Milicenta, podnosząc wzrok ze stron czytanej książki. Reszta kiwa jej głowami. Greg unosi dłoń w geście powitania.
– Draco u siebie? – pyta Ginny, na co mina Blaise’a nieco rzednie, a w jego oczach pojawia się lekko dostrzegalny błysk zazdrości. Pansy kiwa głową i Ginevra rusza w stronę męskich dormitoriów.
Celem jej wspinaczki po schodach są czarne drzwi. Uderza w nie srebrną kołatką w kształcie zwiniętego węża. Zawsze wzbudza w niej odrazę, więc czuje wdzięczność, gdy po chwili słyszy ciche „wejść”. Ciche, lecz stanowcze, z nutą obojętności. Ruda naciska klamkę i po chwili znajduje się w jaskini lwa… albo raczej smoka.
Całe dormitorium wypełnia papierosowy dym, którym z lubością zaciąga się blondwłosy chłopak, spoczywający na łóżku. Na szafce nocnej stoi, opróżniona do połowy, butelka Ognistej Whisky, a popielniczka jest przepełniona petami. Ginny bezceremonialnie odpada na łóżko, tuż obok chłopaka i opiera głowę o jego klatkę piersiową. Jej długie, ogniste loki, pięknie kontrastują z czernią jego jedwabnej i zapewne drogiej koszuli. Beżowy, wełniany sweterek, wytarte dżinsy i czerwone trampki wyglądają zabawnie przy owej koszuli i czarnych spodniach szytych na miarę, ale ani ona, ani on nie zwracają na to uwagi. Draco machinalnie unosi rękę i przeczesuje długimi palcami jej włosy pachnące cytrusami. Ona oddycha głęboko i zamyka powieki. Uwielbia, kiedy ktoś bawi się jej włosami. Po chwili jednak otwiera oczy i stanowczo odsuwa się od chłopaka.
– Draco – warczy, a on przewraca oczami. – Tak dłużej nie może być.
– Co masz na myśli, rudzielcu? – mówi Draco, uśmiechając się krzywo. Ginny prycha na rudzielca, ale nie komentuje tego. Draco może.
– Och, pomyślmy. – Jej głos ocieka sarkazmem. Wskazuje na butelkę Ognistej i popielniczkę. – Niedługo się wykończysz.
– Nie dramatyzuj, Gin – mamrocze Ślizgon, a jego oczy robią się smutne. Ginny mięknie i obejmuje go mocno.
– Draco… – szepcze i całuje przyjaciela w czoło. – Tak nie może być – powtarza. – Musisz coś z tym zrobić, Smoku.
– Ale co? – pyta Malfoy, a w jego smutnych oczach błyszczą łzy, które rozczulają Gin całkowicie.
– Zrób pierwszy krok. – Ginny wplata palce w jego włosy, tworząc kontrast między swoimi ciemnoróżowymi paznokciami, a jego platynowymi kosmykami. Draco prycha.
– Cześć, Potter, umówisz się ze mną? – mówi piskliwym, modulowanym głosem i Gryfonka, mimo woli, parska śmiechem.
Po chwili śmieją się oboje.
– Cieszę się, że cię mam – mamrocze Draco, wtulając nos w rude włosy Ginny i zaciągając się zapachem cytrusów.
– Ja też się cieszę, że mnie masz – chichocze Weasley, a Ślizgon przewraca oczami, ale uśmiecha się szeroko.

Ginny Weasley spaceruje wzdłuż korytarza na piątym piętrze, gdy nagle słyszy niezdarnie tłumiony szloch gdzieś zza rogu. Wychyla głowę i widzi siedzącego pod ścianą Draco Malfoya, który obejmuje ramionami swoje chude kolana, a twarz wtula w rękawy zielonego swetra. Wygląda tak nieszczęśliwie, że Ginny nawet nie wie, jakim cudem nagle znajduje się obok niego, osuwając się na kolana i przytulając go.
– Nie płacz, Malfoy – mówi, a on odsuwa się od niej gwałtownie.
– Weasley? – mamrocze z niedowierzaniem. – Spadaj, daj mi spokój. I nie waż się nikomu o tym mówić – warczy, patrząc na nią spode łba. Ona łapie to spojrzenie, ale w jej wzroku Draco może dostrzec tylko empatię.
– Możesz mi zaufać – mówi stanowczo, ale Draco już to wie. Widzi to w jej oczach.

Ginny wchodzi do Wielkiej Sali u boku Hermiony, ale kilka kroków od drzwi rozdzielają się. Hermiona podchodzi do stołu Gryffindoru, Ginny rusza nieco dalej, do stołu Ślizgonów i siada obok Draco. Na ten widok Ron prycha i przewraca oczami, ale nie komentuje. Doskonale pamięta cios wymierzony mu przez siostrę, gdy obraził przy niej Malfoya.
– Mam nadzieję, że oni nie są razem, to by było straszne – szepcze Harry’emu do ucha, a ten wzdryga się lekko, czując ukłucie zazdrości.
– Tak, to było by straszne – mamrocze w odpowiedzi i wraca do przerwanej czynności, czyli niemrawego mieszania łyżką wystygniętej owsianki. Co chwilę rzuca spojrzenie w stronę stołu Slytherinu, gdzie Ginny mówi coś do Malfoya, trzymając rękę na jego ramieniu.
Harry odsuwa od siebie miskę z owsianką i, ignorując pytające spojrzenia Rona i Hermiony, rusza w stronę wyjścia. W tym samym momencie Ginevra podrywa się z miejsca i udaje się za Harrym, ciągnąc za sobą Draco.
– Gin – marudzi Draco, posłusznie idąc za rudowłosą. – Gdzie ty mnie ciągniesz?
– Pomagam ci zrobić pierwszy krok – oznajmia, wyraźnie z siebie zadowolona. Ślizgon robi przerażoną minę, ale Ginny nawet nie zwraca na to uwagi, uśmiechając się lekko.
Idą na tyle szybko, że za następnym zakrętem widzą już Harry’ego. Draco kątem oka zauważa, że Gin wysuwa z rękawa różdżkę i mamrocze coś pod nosem. Potter nagle, ot tak, bez powodu, ląduje na ziemi z głośnym hukiem. Młoda Weasley chwyta blondwłosego przyjaciela za przedramię i ciągnie w stronę Gryfona.
– Harry, nic ci nie jest? – wykrzykuje z troską, popychając Malfoya w stronę bruneta. – Ale się wystraszyłam! – Rzuca znaczące spojrzenie Draconowi. Ten wzdycha cichutko i wyciąga rękę do Harry’ego. Potter przez chwilę spogląda na niego nieufnie, ale kilka sekund później łapie oferowaną dłoń i wstaje z kamiennej posadzki, próbując ignorować dreszcz, który przebiegł przez jego ciało pod wpływem dotyku ciepłej, delikatnej dłoni Malfoya.
Ginny przygryza lekko dolną wargę. Cała akcja przebiega spontanicznie, więc musi szybko coś wymyślić. Nagle uderza się otwartą dłonią w czoło.
– Zostawiłam torebkę pod stołem! – wykrzykuje. – Muszę po nią polecieć! – Odwraca się na pięcie i po chwili znika im z oczu.
– Nie miała torebki, gdy przyszła do Wielkiej Sali – mówi cicho Harry i Draco przeklina w myślach głupie pomysły Ginevry i spostrzegawczość Pottera.
Zapada niezręczna cisza. Kiedy Draco w końcu się odzywa, robi to tak niespodziewanie, że nie tylko Harry podskakuje, ale i on sam lekko drga. Jest niezmiernie zaskoczony tym, co mówi, jakby nie kontrolował słów wypływających z jego ust:
– Cześć, Potter, umówisz się ze mną?


Trzy miesiące później

– O, tu jesteście. – Ron wchodzi do swojego własnego dormitorium z niepewną miną i spogląda na swoją siostrę, siedzącą na łóżku Harry’ego. On sam stoi przed lustrem i poprawia włosy.
– Coś się stało, Ronald? – Ginny spogląda na brata, unosząc lewą brew, a on ucieka przed nią wzrokiem. Harry odwraca się od lustra.
– W Pokoju Wspólnym czekają na was wasi… – Ron zacina się. – …partnerzy życiowi. – Czerwieni się widowiskowo i natychmiast znika za drzwiami. Ginny śmieje się, a Harry jej wtóruje, z powrotem odwracając się do lustra.
– Och, ten Ron – mówi Ginny, wstając z łóżka. – Wciąż jeszcze nie pogodził się z naszymi związkami, ale dzielnie się stara. – Harry kiwa głową.
– Dobrze wyglądam w tej koszuli? – pyta rudowłosą przyjaciółkę, odwracając się w jej stronę i prezentując ciemnozieloną koszulę, gustownie dopasowaną do granatowych spodni. – A może zmienić na jakąś inną?
– Wyglądasz fantastycznie, Harry. – Gin się uśmiecha. – A teraz chodź, bo Draco i Blaise będą się niecierpliwić.
­­

wtorek, 5 sierpnia 2014

Nie lubię początków

Początki zawsze wychodzą mi fatalnie. Czemu? Bo na początku bloga powinno się przedstawić, powiedzieć co nie co o sobie, a mi przychodzi to z niemałym trudem.
W realnym życiu oczywiście nie mam na imię Marietta, jednak jest to imię które zawsze pragnęłam nosić i tak możecie się do mnie zwracać, wszelkie zdrobnienia dozwolone.
 Jestem przede wszystkim Potterhead i Gleek, a jeśli chodzi o muzykę - Nirvanist i Lanatic. 
O parringach, które shippuję mogę powiedzieć, że to w większości yaoi i głównie takie fanfiction piszę (chociaż nie tylko), więc jeżeli masz homofobiczny światopogląd, to najlepiej już opuść tego bloga.
Mój absolutnie najulubieńszy parring na świecie to Drarry, zaraz po nim Klaine z Glee.
Kompletnie nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać.